Krzysztof Łobodziński (aktor, konferansjer, wokalista, prezenter radiowy) konferansjer podczas Meetings Week Poland 

Krzysztof Łobodziński (aktor, konferansjer, wokalista, prezenter radiowy) konferansjer podczas Meetings Week Poland 

Krzysztof Łobodziński

Aktor, konferansjer, wokalista, prezenter radiowy. W swojej pracy wykorzystuje zmysł obserwacji, refleks, intuicję i poczucie humoru. Kocha poznawać nowych ludzi i słuchać ich historii. Uwielbia też opowiadać historie i hipnotyzować słuchaczy. Po każdym poprowadzonym wydarzeniu upewnia się w tym, że jest na właściwym miejscu. Wolne chwile spędza w kinie i przy fortepianie. Jeśli kiedyś scena przestanie go pasjonować, zostanie kierowcą miejskiego autobusu.

 

http://www.KrzysztofLobodzinski.pl/ 

Wywiad

Krzysztof Łobodziński

Justyna Szmidt

 

Justyna Szmidt: Podczas Meetings Week Poland występuje Pan w roli konferansjera. Od jak dawna współpracuje Pan z branżą eventową? Czy to wymagająca branża? Jak ocenia Pan współpracę?

 

Krzysztof Łobodziński: Z branżą eventową współpracuję od 10 lat, swoją przygodę zaczynałem w Krakowie, przechodząc przez bardzo różne stanowiska. Uważam, że to jedna z bardziej wymagających branż, bo ciągle się zmienia, ewoluuje, i jest bardzo podatna na mody, trendy i nastroje społeczne – co czyni pracę w tym biznesie bardzo wymagającą, ale też dającą bardzo dużo satysfakcji. Nie ma dwóch takich samych wydarzeń, dzięki czemu każdy dzień to nowe wyzwania. Współpraca z Event Managerami przebiega różnie – to zależy tak naprawdę od doświadczenia i empatii po tej drugiej stronie. Dzisiaj na krajowym rynku jest bardzo dużo agencji, o różnym stopniu profesjonalizmu. Potężna konkurencja, krótkie terminy, to wszystko sprawia, że czasami na linii naszej współpracy pojawiają się tarcia – ale kluczem jest rozmowa i wyrozumiałość. Czasami zdarza nam się w tej branży zapomnieć, że jesteśmy TYLKO ludźmi.

 

J.S: Co Pana zdaniem jest kluczem do sukcesu wydarzenia? Bez czego żaden event nie może się udać?

 

K.Ł: Bez dobrego planu. I planu zapasowego. Każdy event może odbyć się bez konferansjera, bez atrakcji, czasem nawet bez nagłośnienia czy oświetlenia – to wszystko kwestia kreatywnej improwizacji. Natomiast żadne wydarzenie nie powiedzie się, jeśli nie będzie wcześniej dokładnie zanalizowane, zaplanowane, i przemyślane pod kątem „punktów zapalnych”, które mogą zakłócić przebieg eventu. Planem oczywiście musi zarządzać myślący naprzód Event Manager, który jest drugim nieodzownym elementem wydarzenia.

 

J.S: Czy profesjonalny konferansjer podczas konferencji czy gali to standard czy zdarza się, że trzeba przekonywać organizatorów, że lepiej zatrudnić specjalistę?

 

K.Ł: Rynek konferansjerów w Polsce jest tak szeroki, że każdy może dobierać według swoich potrzeb. Klienta, który prowadzi duży biznes nie trzeba przekonywać, że potrzebuje on konferansjera z doświadczeniem. Podobnie każdy Event Manager z doświadczeniem wie, że dobry konferansjer może znacząco podnieść wartość oferty, a czasem nawet zakamuflować jej braki. Natomiast ciągle zdarzają się klienci, którzy uważają, że Gosia z działu marketingu wystarczająco dobrze zapowie prezesa, i należy im się święte prawo do takiego myślenia. Każdemu według potrzeb. Czasami klienci wahają się, czy konferansjer jest elementem niezbędnym podczas ich wydarzenia – ale  zazwyczaj doceniają ten dodatkowy wydatek po evencie, kiedy oceniają ogólne odczucia. Bez konferansjera czasem po prostu „czegoś” brakuje.

 

J.S: Występował Pan zarówno na scenie w Polsce jak i za granicą. Czy dostrzega Pan jakąś różnicę we współpracy podczas wydarzeń?

 

K.Ł: Zagraniczne agencje, a przynajmniej te z którymi się spotkałem, są dużo bardziej drobiazgowe. O ile we współpracy z polskimi klientami zdarza się, że scenariusz dociera dzień przed, a umowa podpisywana jest po (sic!) wydarzeniu, o tyle zagraniczna agencja wszystko musi mieć dopięte na ostatni guzik dużo przed eventem. Spotkałem się z przypadkami, w których EM z Danii przylatywali na kilka godzin tylko po to, żeby obejrzeć salę i porozmawiać z szefem kuchni, a potem przylatywali znowu, żeby porozmawiać z podwykonawcami. Korespondencja dotycząca jednego (dość nieskomplikowanego) wydarzenia zajęła 52 maile, i zawierała również takie załączniki jak procedury BHP i ewakuacji w obiekcie, w którym odbywać się będzie gala. Przy współpracy z polskimi agencjami zawsze jakiś procent organizacji pozostaje w strefie „ułańskiej fantazji” – agencje z zachodu planują najdrobniejszy detal. Może to się wydawać irytujące, ale pozytywnie wpływa na ogólne odczucie bezpieczeństwa, pod każdym względem.

 

J.S: Czy jest coś co moglibyśmy przejąć od naszych zagranicznych sąsiadów w zakresie organizacji eventów lub może czego oni mogliby się nauczyć od nas?

 

K.Ł: Zachodni koledzy z pewnością mogliby nauczyć się naszego „zarządzania kryzysowego”, bo Polacy doskonale radzą sobie z rozwiązywaniem problemów, które powstają nagle. Za granicą, jak zauważyłem, planuje się wiele naprzód, a my czasami działamy na ASAPie. Może moglibyśmy nauczyć się od nich kompleksowego myślenia, i przede wszystkim – dużego szacunku dla wszystkich podwykonawców. We współpracy z zagranicznymi klientami przede wszystkim rzuca się w oczy wysoka kultura współpracy – nie ma mowy o spoufalaniu, i każdy doskonale zna swoje miejsce, a to bardzo ważne dla późniejszej oceny zadowolenia z usług. Gdyby polscy EM’owie lepiej precyzowali, czego oczekują od podwykonawców, wszystkim oszczędziłoby to zmartwień.